Najnowsze wpisy


mar 02 2021 Tarifa i powrót kampera
Komentarze (0)
Tarifa i powrót Kampera. Kwiecień 2018 w końcu kamper jest gotowy do odbioru. To nie jest tylko kamper to jest mój dom, więc jak wjeżdżam na plażę Los Lances na Tarifie, wszyscy znajomi z innych mobilnych „chatek” biją mi brawo, Wow Snoopy is back 🙂 ( zawsze dajemy imiona kamperom). Tarifa wydaje się miejscem z ludźmi nastawionymi inaczej mentalnie. To miejsce ludzi szczęśliwych, którzy z każdej sytuacji wyciągają pozytywy. Tu się nie słyszy narzekania, a jak się pojawia to słyszysz odpowiedź „życie”, no tak, bo życie to sinusoida, a żeby się czegoś nauczyć nie raz trzeba upaść. Zaczynam nowy etap, mam swój dom, mam swoją przestrzenń, więc mogę kontynuować naukę horse assisted education, a żeby się utrzymać, uczę się nowego fachu, czyli architektury krajobrazu. Razem z Kino rodowitym hiszpanem pracujemy, by zagospodarować teren, który był nieużywany 18 lat. Fizyczna praca zmienia moje ciało i duszę:) Pracuję na tym wielkim terenie do 2019 roku, a do pracy jeżdżę konno, bo w miejscu pracy są warunki na to, by koń na mnie czekał. Kiedy już czuję się na siłach i zaczynam programy rozwojowe z końmi, bardzo się cieszę, bo wreszcie robię to w życiu, co kocham i mogę pomagać innym i się spełniać. Pełna entuzjazmu i motywacji do działania zostaje szybko „zestrzelona” przez pandemie ...
Jestem zmuszona do powrotu do Polski...
 
lolo
 



gru 06 2020 Powrót do Tarify
Komentarze (0)

Zaczyna się nowy dzień, tym razem jestem pierwsza u mechanika, kończą awarię o 12 w południe i ruszam, mam 496km przed sobą, jadę bez przerwy, dopada mnie deszcz, jakiś sztorm, a przed Tarifą silny wiatr, kamper buja się na lewo i prawo, ale jadę bo stęsknione zwierzaki czekają. Zajęło mi to 8h, udało się, dojechalam. No to jestem, znowu się cieszę, jestem w domu bo dla mnie dom jest tam gdzie serce jest. Spędzam dzień z Marengo i Kapslem po czym jadę po przyjaciela na lotnisko w Maladze, wraca z Niemiec i potrzebuje transportu. Na powrocie Maik zostawia portfel na jednej ze stacji benzynowych, o ci przygodo! Musimy zawrócic, jest portfel, czekał! Już przed sama Tarifa dziwny dzwięk w skrzyni biegów, o nie znowu! Na drugi dzień jadę do zaprzyjaźnionego mechanika, mówi Kasia oni nie dolali oleju do skrzyni biegów, znowu coś jest uszkodzone. O ci los, motywuję się by iść do Hiszpańskiego mechanika, a na ten moment mój Hiszpański nie jest nawet na komunikatywnym poziomie, jak później sie okazalo...

Kamper musiał zostać w garażu, ja myslę by on sprawdził skrzynie biegów, a on myśli że chce nową...Termin wynajmu mieszkania sie kończy, co teraz? Gdzie bedę mieszkać? Teraz z pomocą przychodzi posiadanie konia Marengo. Pozwalają mi spać w pokoju w stajni w zamian za pomoc przy koniach. Zaczęła się kolejna maniana. Jest koniec stycznia 2018r Juan mechanik mówi, że znalazł skrzynię, czekam do połowy lutego wkońcu Juan się odzywa i mówi, zagubiła się a jak już przyszła okazała się zła. 
Teraz już się bardziej przygotowuję na rozmowę i tłumaczę, że są nowe części może trzeba coś naprawić, Juan na to ach i wysyła skrzynię do naprawy i sam wspomina o oleju. Trzeba przyznać, Juan to mechanik z sercem. Starszy pan zawsze chciał jak najlepiej i pomóc jak tylko potrafi i może. W tym małym miasteczku czuć, że ludzie troszczą się o siebie.
W tym momencie przy braku mojego domku, kamper wysyła mnie w podróże, lecę do Niemiec i  jeżdżę często do ośrodka buddystycznego Karma Guen w Hiszpani, gdzie dużo pracuję wewnątrz siebie.
Mamy marzec, a ludzie z innych kamperów zaczynają myśleć, że ta polka to wariatka, mówi ze ma kampera a go nie widać, a jej koń to też pewnie nie jej :-D
Dalej czekam, podróżuje i cieszę się z tego co jest. Jak się akceptuje to co przychodzi to jest łatwiej, nowe perspektywy się otwierają.
Trzeba zaufać życiu ;)van life
lis 01 2020 Portugalia episod
Komentarze (0)

Jak juz wiecie utknęłam w Portugalii. Zanim opowiem wam tę historię, chciałabym wspomnieć Zenita, o którym pisałam wcześniej.
Zenit był koniem, którym opiekowałam się będąc pierwsze miesiące w Tarifie. Wtedy nie miałam tam wielu znajomych. Ten koń - 30 letni ogier dał mi dużo. Miłość, akceptację, zaufanie. Jak się później dowiedziałam, nie każdemu tak ufał. Może połączyło nas to, że ja byłam sama i on tez. Był starszy, nikt nie chciał się nim opiekować, a ja czułam szacunek do niego. Nie wiem co dokładnie nas łączyło, ale on cieszył się jak mnie widział, a ja czułam ogromne szczęście dosiadając go. Szczególnie, że był to znany łobuz z Tarify. Taki Black Beauty na emeryturze.
Na pewno psychicznie się wspieraliśmy. Odszedł rok po tym, jak juz miałam Marengo i byłam na wakacjach.
Portugalia: to podwójna "manana" (manana z Hiszpanskiego znaczy jutro), Portugalczycy maja zawsze więcej czasu niż my. Powolne tempo pracy to podstawa :-D
Kamper musiał zostać w Portugalii, a ja musiałam dostać się do Tarify.
Zaczynały się pierwsze schody, cieżko jest znaleźć transport kiedy podróżuje się z psem. Udało mi się jednak wynająć samochód, by dojechać do Tarify.
Był styczeń, jechałam odebrać kampera, (on się tam zepsuł w listopadzie, wtedy był problem z dostępem do części do niego, ale pomogli mi znajomi Niemcy, którzy zamówili części i wysłali do Portugalii). Dojechałam na miejsce i oczywiście kamper nie był gotowy.
I tak w miejscowości Villa do Bispo, chodziłam każdego dnia do warsztatu i pytałam o kampera.
Do tego w tej małej wsi oni nieustannie mieli masę kamperow w kolejce. Do dzisiaj zastanawiam się, co jest w tej wsi ze one tam się psuja :-D
To był ciekawy tydzień pracy wewnętrznej nad sobą. Intensywny czas cierpliwości. Do okola wsi nie było nic. Ani lasu, ani rzeczki, ani plaży - tylko pola.
Villa do Bispo - wielki nauczyciel cierpliwości, bo jak nie masz na coś wpływu, to po co się denerwować?
Medytowałam, patrząc w słońce, siedząc i piją kawę w różnych kawiarenkach. Testowałam przeróżne smaki, a do tego dużo siedziałam, po prostu patrząc na świat i uśmiechając się do ludzi.
W końcu, po tygodniu czekania, stwierdziłam, że będę po prostu siedzieć w warsztacie i czekać, bo nigdy mi tego kampera nie zrobią. Udało się! Na koniec dnia kamper był gotowy. Zadowolona, pomyślałam o powrocie do Tarify, do psa i konia (oba zwierzaki zostały pod opieką Aventura Equestre Center). Zadowolenie minęło jednak po 5 minutach. Okazało się, że pękły rurki od oleju do hamulców. Nie mogłam prowadzić nie mając hamulców. Czekała mnie kolejna manana, a ja byłam dopiero w kamperze pod warsztatem.

zenit

paź 15 2020 Tarifa life
Komentarze (0)

Uczę się hiszpańskiego, mam Zenita, ale gdzieś skrywa się niedopatrzenie, wszakże jestem w Hiszpanii… tapas, siesta, fiesta… rozluźnia się uwaga. W tamtym czasie żyłam z internetowych inwestycji i nagle po 2 miesiącach pobytu w Hiszpanii duża część moich oszczędności, także tych odłożonych przez moich rodziców, rozmywa się…. Zbyt duże zaufanie do ludzi, prowadzi do wniosków: bądź ostrożna z inwestycjami, ale kto nie sprobuje ten nie wie… Tarifa, dwie wody, ocean i morze, dwa kontynenty, Afryka po drugiej stronie, 4 kierunki (północ, południe, wschód, zachód), 2 wiatry (levante od lądu, poniente od morza) To położenie na mapie ma jakiś magiczny wpływ na ludzi, to nie tylko moje słowa. Energia ma wpływ na nasze życie i to miejsce uczy znacznie szybciej niż inne miejsca. Puszczam to, nie jednego życie nauczyło i stracił, a tu, po miesiącu, tym razem podbite oko, z podejrzeniem wstrząsu mózgu, Kasia-koleżanka poznana w Tarifie wiezie mnie do szpitala, a Hela-Niemka, dba o mnie… na szczęście nic poważnego. Zenit czeka, a ja za nim tęsknie. Był moim terapeutą po tych wszystkich przygodach.
Wracam do stajni, jeżdżę młodego konia, kolejny wypadek, tym razem rozwalony łokieć. Wdało się zakażenie, nie mogę prowadzić, 40 stopni gorączki, mieszkam w vanie przy stajni, czuję się jak sardynka w puszce, czytam i medytuje.
Wyleczyłam łokieć, biorę Zenita na jazdę, wracam po 30 minutach i okazuje się, że okradli mi vana… Nie mam nic, nie mam pieniędzy, kart, telefonów, prawa jazdy… ale przecież żyję, mam co jeść i wodę w vanie ;). Stojąc w bikini poszłam do Waves Beach Bar, żeby pożyczyli 100e, zanim karty przyjdą.
Ach Ci ludzie z Andaluzji, kiedy Ciebie znają, traktują Cie jak rodzinę.
Po calej kolekcji wypadkow dochodzę do wniosku, że ten pierwszy głos w mojej głowie, to była intuicja. Kiedy wyszłam przeciw tej pierwszej myśli, to traciłam pieniądze i zdrowie, Nawet sprawa tej ostatniej kradzieży była podejrzana, widziałam dziwnych ludzi pod stajnią, coś mi powiedziało -schowaj swoją torebkę- ale tego nie zrobiłam.
Teraz już wiem: pierwsza myśl jest najważniejsza.
Dodam, że każdy ma cel. Dla mnie w tamtym momencie był nim Marengo i każdy środek był dobry, by go ocalić.
Decyduje się, by we wrześniu pojechać do Portugalii i odpocząć od Tarify i mocy tego miejsca. Po powrocie decyduje się kupić Marengo. To był październik. Kupiłam go w połowie za gotówkę, a połowę płacąc w bitcoinach. Na tamten moment miałam rożne krypto-waluty, a, że nie pracowałam to właścicielka stajni zgodziła się przyjąć zapłatę w bitcoinach właśnie.
No i pięknie- pomyślałam- mam konia! Zadowolenie przeogromne. Jadę ponownie na wycieczkę do Portugalii, bo było tam cudownie. Na miejscu okazuje się, że to nie koniec dziwnych wydarzeń tego roku! Kolejna awaria! Skrzynia biegów się psuje, co za fatum, nie głupota! Dałam prowadzić vana koledze, biegi były przy kierownicy, a on zbyt siłowo podchodził do tego i skrzynia uległa awarii. Więc jest pięknie, koń w Tarifie, a ja utknęłam w Portugalii.
xxPortugaliawaves

wrz 28 2020 Do Tarify.
Komentarze (0)
W kwietniu 2017 ruszyłam z Irlandii przez Walię do Anglii. Nie obyło się bez pierwszych przygód, jak tylko opuściliśmy prom, a jechałam z moją zaprzyjaźnioną parą, Kamilą i Mateuszem, których poznałam mieszkając w Irlandii. Jadąc w nocy, chcieliśmy zrobić sobie przystanek koło morza, no ale cóż, nie wyszło :-D Van utknął w błocie, była 2 w nocy. Musieliśmy spać na zewnątrz vana. Była to droga pod dość ostrą górkę, śliska po deszczu. Kamper nie mial mocy wjechać i jedyne co na pozostało, to cofnąć się. Nic nie było widać, prawe koła już były w błocie. Zjechaliśmy parę metrów i tym samym zablokowaliśmy wyjazd z domu pewnym Walijczykom (rano nie poszli przez nas do pracy). Było ciemno, mieliśmy krzesła i spaliśmy przykryci kocami, czekając na wschód słońca. Rano Kamila wpadła na pomysł,  aby poszukać rolnika, który nam pomoże. Chodząc po malej wsi, prowadzeni intuicją, znaleźliśmy dom z traktorem. Była 7 rano, obudziliśmy ich, prosząc o pomoc. Miła para  pomogła nam bez żadnych problemów, w dodatku zaprosili nas na herbatę.
Dalej pędzliśmy na prom, miał być tego samego dnia o 17 z Anglii.
Ja i Mateusz prowadziliśmy na zmianę, pilnując się, by żadne z nas nie zasnęło. Zmęczenie było przeogromne.
Uff, w końcu dotarliśmy na prom i mogliśmy się wyspać. Na szczęście w dalszej drodze w Hiszpanii nie było już większych przygód i bez problemu dotarliśmy do Tarify. ;)  
Gdy dojechaliśmy do celu, po paru dniach moi przyjaciele wylecieli do Irlandii, a ja zostałam sama z psem i kamperem. Śpiąc czasem w miasteczku, gdzie wynajęłam mieszkanie na pierwszy rok, by poznać kulturę i ludzi oraz czasami w kamperze, w różnych miejscach, by poznać bardziej  naturę  i ludzi już żyjących w taki sposób, niektórzy z nich już dobrych parę lat.
Plan był taki, by nauczyć się języka, poznać ludzi i już po kupnie Marengo znaleźć miejsce, by zacząć moją wymarzoną pracę z końmi i ludźmi - facilitowanie. Na Marengo musiałam wtedy jeszcze poczekać, mówili, że może po sezonie będę mogła go kupić.

 

Tymczasem dostałam pod opiekę starego ogierka Zenita :)
walia