Komentarze (0)
Konie były koło mnie całe życie, z reguły myśli sie od razu o jeździe konnej. A jeśli konie mają coś więcej nam do zaoferowania?
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Zaczyna się nowy dzień, tym razem jestem pierwsza u mechanika, kończą awarię o 12 w południe i ruszam, mam 496km przed sobą, jadę bez przerwy, dopada mnie deszcz, jakiś sztorm, a przed Tarifą silny wiatr, kamper buja się na lewo i prawo, ale jadę bo stęsknione zwierzaki czekają. Zajęło mi to 8h, udało się, dojechalam. No to jestem, znowu się cieszę, jestem w domu bo dla mnie dom jest tam gdzie serce jest. Spędzam dzień z Marengo i Kapslem po czym jadę po przyjaciela na lotnisko w Maladze, wraca z Niemiec i potrzebuje transportu. Na powrocie Maik zostawia portfel na jednej ze stacji benzynowych, o ci przygodo! Musimy zawrócic, jest portfel, czekał! Już przed sama Tarifa dziwny dzwięk w skrzyni biegów, o nie znowu! Na drugi dzień jadę do zaprzyjaźnionego mechanika, mówi Kasia oni nie dolali oleju do skrzyni biegów, znowu coś jest uszkodzone. O ci los, motywuję się by iść do Hiszpańskiego mechanika, a na ten moment mój Hiszpański nie jest nawet na komunikatywnym poziomie, jak później sie okazalo...
Jak juz wiecie utknęłam w Portugalii. Zanim opowiem wam tę historię, chciałabym wspomnieć Zenita, o którym pisałam wcześniej.
Zenit był koniem, którym opiekowałam się będąc pierwsze miesiące w Tarifie. Wtedy nie miałam tam wielu znajomych. Ten koń - 30 letni ogier dał mi dużo. Miłość, akceptację, zaufanie. Jak się później dowiedziałam, nie każdemu tak ufał. Może połączyło nas to, że ja byłam sama i on tez. Był starszy, nikt nie chciał się nim opiekować, a ja czułam szacunek do niego. Nie wiem co dokładnie nas łączyło, ale on cieszył się jak mnie widział, a ja czułam ogromne szczęście dosiadając go. Szczególnie, że był to znany łobuz z Tarify. Taki Black Beauty na emeryturze.
Na pewno psychicznie się wspieraliśmy. Odszedł rok po tym, jak juz miałam Marengo i byłam na wakacjach.
Portugalia: to podwójna "manana" (manana z Hiszpanskiego znaczy jutro), Portugalczycy maja zawsze więcej czasu niż my. Powolne tempo pracy to podstawa :-D
Kamper musiał zostać w Portugalii, a ja musiałam dostać się do Tarify.
Zaczynały się pierwsze schody, cieżko jest znaleźć transport kiedy podróżuje się z psem. Udało mi się jednak wynająć samochód, by dojechać do Tarify.
Był styczeń, jechałam odebrać kampera, (on się tam zepsuł w listopadzie, wtedy był problem z dostępem do części do niego, ale pomogli mi znajomi Niemcy, którzy zamówili części i wysłali do Portugalii). Dojechałam na miejsce i oczywiście kamper nie był gotowy.
I tak w miejscowości Villa do Bispo, chodziłam każdego dnia do warsztatu i pytałam o kampera.
Do tego w tej małej wsi oni nieustannie mieli masę kamperow w kolejce. Do dzisiaj zastanawiam się, co jest w tej wsi ze one tam się psuja :-D
To był ciekawy tydzień pracy wewnętrznej nad sobą. Intensywny czas cierpliwości. Do okola wsi nie było nic. Ani lasu, ani rzeczki, ani plaży - tylko pola.
Villa do Bispo - wielki nauczyciel cierpliwości, bo jak nie masz na coś wpływu, to po co się denerwować?
Medytowałam, patrząc w słońce, siedząc i piją kawę w różnych kawiarenkach. Testowałam przeróżne smaki, a do tego dużo siedziałam, po prostu patrząc na świat i uśmiechając się do ludzi.
W końcu, po tygodniu czekania, stwierdziłam, że będę po prostu siedzieć w warsztacie i czekać, bo nigdy mi tego kampera nie zrobią. Udało się! Na koniec dnia kamper był gotowy. Zadowolona, pomyślałam o powrocie do Tarify, do psa i konia (oba zwierzaki zostały pod opieką Aventura Equestre Center). Zadowolenie minęło jednak po 5 minutach. Okazało się, że pękły rurki od oleju do hamulców. Nie mogłam prowadzić nie mając hamulców. Czekała mnie kolejna manana, a ja byłam dopiero w kamperze pod warsztatem.
Uczę się hiszpańskiego, mam Zenita, ale gdzieś skrywa się niedopatrzenie, wszakże jestem w Hiszpanii… tapas, siesta, fiesta… rozluźnia się uwaga. W tamtym czasie żyłam z internetowych inwestycji i nagle po 2 miesiącach pobytu w Hiszpanii duża część moich oszczędności, także tych odłożonych przez moich rodziców, rozmywa się…. Zbyt duże zaufanie do ludzi, prowadzi do wniosków: bądź ostrożna z inwestycjami, ale kto nie sprobuje ten nie wie… Tarifa, dwie wody, ocean i morze, dwa kontynenty, Afryka po drugiej stronie, 4 kierunki (północ, południe, wschód, zachód), 2 wiatry (levante od lądu, poniente od morza) To położenie na mapie ma jakiś magiczny wpływ na ludzi, to nie tylko moje słowa. Energia ma wpływ na nasze życie i to miejsce uczy znacznie szybciej niż inne miejsca. Puszczam to, nie jednego życie nauczyło i stracił, a tu, po miesiącu, tym razem podbite oko, z podejrzeniem wstrząsu mózgu, Kasia-koleżanka poznana w Tarifie wiezie mnie do szpitala, a Hela-Niemka, dba o mnie… na szczęście nic poważnego. Zenit czeka, a ja za nim tęsknie. Był moim terapeutą po tych wszystkich przygodach.
Wracam do stajni, jeżdżę młodego konia, kolejny wypadek, tym razem rozwalony łokieć. Wdało się zakażenie, nie mogę prowadzić, 40 stopni gorączki, mieszkam w vanie przy stajni, czuję się jak sardynka w puszce, czytam i medytuje.
Wyleczyłam łokieć, biorę Zenita na jazdę, wracam po 30 minutach i okazuje się, że okradli mi vana… Nie mam nic, nie mam pieniędzy, kart, telefonów, prawa jazdy… ale przecież żyję, mam co jeść i wodę w vanie ;). Stojąc w bikini poszłam do Waves Beach Bar, żeby pożyczyli 100e, zanim karty przyjdą.
Ach Ci ludzie z Andaluzji, kiedy Ciebie znają, traktują Cie jak rodzinę.
Po calej kolekcji wypadkow dochodzę do wniosku, że ten pierwszy głos w mojej głowie, to była intuicja. Kiedy wyszłam przeciw tej pierwszej myśli, to traciłam pieniądze i zdrowie, Nawet sprawa tej ostatniej kradzieży była podejrzana, widziałam dziwnych ludzi pod stajnią, coś mi powiedziało -schowaj swoją torebkę- ale tego nie zrobiłam.
Teraz już wiem: pierwsza myśl jest najważniejsza.
Dodam, że każdy ma cel. Dla mnie w tamtym momencie był nim Marengo i każdy środek był dobry, by go ocalić.
Decyduje się, by we wrześniu pojechać do Portugalii i odpocząć od Tarify i mocy tego miejsca. Po powrocie decyduje się kupić Marengo. To był październik. Kupiłam go w połowie za gotówkę, a połowę płacąc w bitcoinach. Na tamten moment miałam rożne krypto-waluty, a, że nie pracowałam to właścicielka stajni zgodziła się przyjąć zapłatę w bitcoinach właśnie.
No i pięknie- pomyślałam- mam konia! Zadowolenie przeogromne. Jadę ponownie na wycieczkę do Portugalii, bo było tam cudownie. Na miejscu okazuje się, że to nie koniec dziwnych wydarzeń tego roku! Kolejna awaria! Skrzynia biegów się psuje, co za fatum, nie głupota! Dałam prowadzić vana koledze, biegi były przy kierownicy, a on zbyt siłowo podchodził do tego i skrzynia uległa awarii. Więc jest pięknie, koń w Tarifie, a ja utknęłam w Portugalii.
xx